Witajcie,
To tak na szybko kilka słów, bo
trzeba się jeszcze ogarnąć przed nowym rokiem. Kiedy wyszłam miesiąc temu z
kina, po obejrzeniu filmu „Wyścig” Rona Howarda, to nie pierwszy raz w 2013
roku mentalnie kopałam się w kostkę, że jeszcze nie założyłam bloga, a
więc nie mam powodu, żeby o tym filmie napisać. Nie pierwszy raz, bo takich
filmów, książek czy seriali (lub rzeczy naokoło) było w 2013 od groma, przed i
po „Wyścigu”. 31 grudnia to najbardziej
absurdalny dzień, żeby ten błąd naprawiać…
właśnie dlatego nie robię nic innego! No dobra, robię też coś innego, ale to
tak ładnie zabrzmiało, tak zaangażowanie – na dobry początek.
Przy okazji – bo lepszej okazji
nie będzie – życzę wam na 2014 rok zdwojoną ilość popkulturowych wzruszeń,
radości i niespodzianek. Każdy dzień może przynieść coś nowego,
nawet ten ostatni (roku, miałam na myśli roku). Dopiero dzisiaj w nocy dowiedziałam się np., że istnieje coś
takiego jak kolor o nazwie „błękit londyński” i to jest naprawdę piękna rzecz!
A dalej co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz